Czasem ten film porywa, a emocje są prawdziwe, szczególnie do sceny z grą na wiolonczeli po wyżerce kurczakowej, a czasem wręcz rzyga patosem, przeciąganym w nieskończoność i prawie nie do wytrzymania. Momentami razi przewidywalnością i zagraniami rodem z oper mydlanych, a momentami mówi o czymś ważnym, o szukaniu swojego miejsca w życiu, przeżywaniu śmierci, trudności w zrozumieniu tej drugiej osoby w małżeństwie. Trudno ocenić takie coś. Ale 7/10 chyba nie jest na wyrost