Nigdy nie byłem wielkim fanem muzyki noise czy industrial ale po obejrzeniu tego filmu chyba zrozumiałem dlaczego przedstawiono w nim akurat awangardową scenę japońską. Ta muzyka bardzo jaskrawo kontrastuje ze zdyscyplinowanym, zhierarchizowanym i uporządkowanym społeczeństwem japońskim, w którym kult pracy, filozofia i religia (tak silnie w tym kraju ze sobą powiązane) są ważniejsze niż dobro jednostki. Muzyka staje się ucieczką, odzwierciedla niepokoje i ducha zindustrializowanego i zmechanizowanego państwa (film zresztą pokazuje Japonię jako serię przemysłowych i urbanistycznych obrazów, które są szare i brzydkie). Jest swoistym protestem i buntem a zarazem pokazuje alternatywę i każe, pomimo wszechobecnego chaosu i apatii, wsłuchać się w siebie (czy też w bicie własnego serca, które też jest dźwiękiem komponującym utwór muzyczny). Być może muzycy przedstawieni w dokumencie bardzo przewrotnie, bo właśnie poprzez hałas i katatonię, zachęcają do refleksji i skupienia nad kondycją współczesnego społeczeństwa japońskiego i nowoczesnej cywilizacji w ogóle.
A przy okazji: oglądnie tych muzycznych wykolejeńców w akcji mnie osobiście zahipnotyzowało i urzekło :)